W kilku niezależnych sytuacjach i w różnych wersjach zdażyło mi się ostatnio usłyszeć pewne powiedzenie. Brzmi ono mniej więcej tak: „Każdy zdąża do szczęścia własną indywidualną drogą, ale nieszczęścia, które nas spotykają są jednakie.” W powiedzeniu tym chodzi o to, że istnieje kilka, kilkanaście scenariuszy, w których okoliczności zewnętrzne sprawiają, że cierpimy i czujemy się nieszczęśliwi. Są one dość powszechne i typowe: niepowodzenie w pracy, zawód miłosny, strata bliskiej osoby, samotność, problemy w wychowaniu dzieci i tym podobne. Natomiast szczęście, a zwłaszcza proces dochodzenia do niego jest czymś bardziej indywidualnym, by nie rzec intymnym. Wymaga uściślenia w obszarze własnych aspiracji i zdolności, dostosowania do nich własnej konstrukcji psychicznej, uwzględnienia kolejów własnego losu, rozpoznania rzeczy, które właśnie mi sprawiają przyjamność i tym podobne.
Niedawno, wertując Etykę nikomachejską Arystotelesa natknąłem się na zbliżoną w konstrukcji myśl. Osobliwe wydało mi się, że u Arystotelesa jej sens jest odwrotny od przytoczonej tu przeze mnie sentencji. Oto cytat z Arystotelesa:
„A dalej: błądzić można w sposób rozmaity (zło bowiem należy do tego, co jest nieograniczone, jak to już przypuszczali pitagorejczycy, dobro zaś do tego, co ograniczone), właściwie natomiast można postępować tylko w jeden sposób; dlatego pierwsze jest łatwe, drugie zaś trudne; łatwo jest chybić celu, trudno zaś w cel ugodzić.”
Arystoteles, Etyka nikomachejska, przeł. D. Gromska, II.6.
Dzielność etyczna jest u Arystotelesa, jak wiemy, główną przesłanką szczęścia – bez niej szczęście jest niemożliwe. Z cytatu Arystotlesea wynika zgoła odmienne spojrzenie na kondycję człowieka. O ile współcześnie potocznie i dość powszechnie uważa się, że w nieszczęściu jesteśmy razem, a droga do szczęścia dla każdego jest nieco inna, o tyle wydaje się być przeciwnie. W ujęciu Arystotelejskim bowiem to nieszczęście jest bardzo indywidualne, zaś szczęście jedno i takie samo dla wszystkich. Widzimy więc, że jest Stagiryta nawet bardziej radykalny. Nie ma oto u niego kilku czy kilkunastu dobrych dróg do szczęścia i spełnienia, jest jedna jedyna. Wyznacza ją dzielność etyczna.
Z czego wynika ta odmienność ujęć? Sądzę, że cytat z Arystotelesa wyraża wspólne przeświadczenie zdecydowanej większości, jeśli nie wszystkich antycznych autorów podejmujących temat szczęscia i dobra. Starożytność stała pod znakiem wspólnej natury ludzkiej, z niej dedukując to co dobre, właściwe i co daje szczęście. Nowożytność tymczasem, począwszy od Romantyzmu, stoi pod znakiem indywidualności. Tam szczęście było wspólne, a nieszczęście osobne, bo będące przejawem odstępstwa. Tutaj nieszczęście jest wspólne, zaś szczęście osobne, bo przejawem niepowtarzalnej indywidulności człowieka.
Różnica ta bardzo wyraźnie wpływa na dzisiejszą recepcję stoicyzmu i charakter współczesnej praktyki stoickiej. O ile dawniej upatrywano w stoicyzmie całościowej sztuki życia, dającej odpowiedzi na pytanie o dobre życie, szczęście i podstawę właściwych wyborów, o tyle współcześnie patrzy się na niego jako na zestaw technik redukujących negatywne emocje i pomagających efektywniej realizować swoje cele.
Czy to popularne współczesnej podejście należy jednak jeszcze nazywać stoicyzmem? Z jednej strony uwzględnia specyficzny indywidualistyczny rys naszej epoki i to wydaje się tu atutem. Z drugiej jednak strony odrzuca model uniwersalnej duchowości. Antyczny stoicyzm opierał się na intuicji istnienia jakieś uniwersalnej drogi do spełnienia, do optimum, najgłębszego możliwego dla człowieka duchowego dobrostanu. W trakcie praktyki stoickiej intuicja ta przekształca się w wiarę. Ta wiara jest jednym ze źródeł duchowej energii pratykującego stoika.
Każdy współczesny stoik poszukujący głębszego zakorzenienia stoi przed fundamentalnym dylematem. Z jednej strony żyje w pluralistycznej i indywidualistycznej kulturze wskazującej na wielość dróg samorealizacji. I powinien to przyjąć. Z drugiej strony efektywność jego praktyki zależy od wiary w uniwersalny model duchowości. I to też powinien przyjąć. Pewną formą pogodzenia tych dwóch sprzecznych perspektyw jest duchowość ironiczna. Omówię ją w osobnym wpisie.
Tymczasem zakończmy jeszcze raz Arystotelesem:
„Dobrze zaś w bezwzględnym tego słowa znaczeniu namyśla się ten, kto zgodnie z wynikami swego rozumowania umie zmierzać do największego dla człowieka dobra, które może być osiągnięte przez działanie.”
Arystoteles, Etyka nikomachejska, przeł. D. Gromska, II.6.